Thursday 21 February 2013

Manchester

Znowu długo mnie tu nie było.... ale witam serdecznie tych, którzy jeszcze tutaj zaglądają oraz wszystkich nowych gości. OK... ostatnio nie było zbyt optymistycznie, więc teraz postaram się nie marudzić za bardzo.
Zaczęłam pracę po paru dniach wolnego i (jak zawsze po przerwie) nic mi się nie chce.
Tak czy inaczej, trzy błogie dni spędziłam w Manchesterze, gdzie odbywały się targi pracy dla nauczycieli (nie tak dokładnie, ale nie wiem jak to nazwać). Dowiedziałam się co muszę zrobić, jeśli chciałabym uczyć w tutejszych szkołach (czego i tak nie chciałabym, ale to już zupełnie inna historia). Daruję Wam szczegóły, chyba że ktoś jest zainteresowany to mailujcie i podzielę się swoją (ciągle jeszcze skromną) wiedzą na ten temat.
A teraz trochę o samym urlopie (trochę za bardzo chlubna nazwa na 3 dni wolnego, ale trudno).
Więc.... skończyłam pracę w Walentynki i pojechałam postrzelać z łuku, co tym razem szło mi jak krew z nosa. Po raz pierwszy nie mogłam się doczekać kiedy skończy się lekcja. Potem (jak zawsze) piłam kawę z instuktorem i znowu nie mogłam się doczekać końca. Chyba robię się stara... No więc, już o 17 szczęśliwie opuściłam Forest of Dean i udałam się na północ. Jak już odestałam swoje w korkach i po stracie prawie 30 minut na szukanie hotelu, udało mi się ulokować w skromnym acz czystym i przytulnym pokoiku. Była 21 i postanowiłam "iść na miasto" coś zjeść. Niestety w Walentynki większość knajp i restauracji była pełna. W końcu udało mi się usiąść w jakimś poślednim barze, ale jedzenie było super. Zresztą byłam głodna więc i tak pewnie by mi smakowało. Zamiast kawy po turecku przynieśli mi cappuccino i pomylili się z ciastem, które zamówiłam. Powiedziałam (bardzo grzecznie) co myślę i w rezultacie nie musiałam za kawę i ciastko płacić. Oczywiście przynieśli mi właściwą kawę i właściwe ciastko (co nie przeszkadzało mi w zjedzeniu również tego niewłaściwego).
Następnego dnia nie robiłam prawie nic, z wyjątkiem wizyty w kinie. Widziałam Nędzników i Szklaną Pułapkę - piątą, ale napiszę o tym następnym razem.
Trochę ten opis jak za czasów szkolnych, gdy trzeba było wypracowanie napisać na temat jak to spędziliśmy wakacje. Tak czy inaczej, dodam jeszcze do powyższego, że zwiedziłam kanały podziemne w Manchesterze i najciekawszym punktem programu było poznanie rodaków. Spędziliśmy bardzo miły wieczór (już po tym nieszczęsnym zwiedzaniu), przypomniały mi się czasy studenckie gdy niczym nie trzeba było się przejmować, echhhhh.....
No i na koniec. Czy mogłabym wyjechać z Manchesteru bez zdjęcia z Alanem Turingiem na jego ławeczce? Jeśli ktoś pomyślał "tak" to jeszcze musi mnie lepiej poznać. Zdjęcie poniżej.

A jeszcze bardziej poniżej zdjęcie sufitu kawiarenki, którą to odwiedziłam. Kawa nawet dobra i miejsce fajne, dopóki nie spojrzałam na sufit. No cóż... więcej ma noga tam nie postanie. Przykro mi bardzo.
 
Dziś piosenki nie będzie :P