Monday 25 March 2013

W końcu o kawie...

Ten, pożal się Boże, blog miał być głównie o kawie i o mojej przyszłej kawiarence, ale jako, że kawiarenki raczej nie będzie (o tym kiedy indziej), to w zamian będzie coś o kawie.
Wiele osób pyta mnie o kawę, a ja z miną znawcy (w końcu udało mi się ukończyć kawowy kurs) odpowiadam. Nie będę tutaj robić ogólnego wykładu na temat mojego ulubionego napoju, tylko napiszę o dwóch rzeczach, które mnie denerwują. A co będę sobie żałować... :)

Myślę, że większość wie co to jest espresso (jeśli nie, to można poczytać tutaj). Niestety, bardzo często słyszę, jak ludzie nazywają ten boży napój EXPRESSO tudzież EKSPRESSO, gdy napisać bardziej z polska. Nie wiem skąd się to wzięło. Chyba trzeba się zastanowić nad etymologią słowa espresso. Otóż (powtarzając za Mirosławem Bańko z Uniwersytetu Warszawskiego) 'espresso' pochodzi z włoskiego i oznacza (kawę oczywiście) wyciskaną czy też wytłaczaną. Wikipedia mówi o 'espressivo' co oznacza wyrazisty (szczerze mówiąc, nigdy wcześniej się z tym nie spotkałam). Wiele osób, mylnie kojarzy espresso z czymś ekspresowym (szybkim) czy też robionym specjalnie dla kogoś (z ang. expressly). I myślę, że stąd wzięło się to nieszczęsne expresso.
Następną rzeczą, która mnie irytuje, jest to, że mleko, jakże kawie bliskie, traktuje się trochę po macoszemu. Muszę zaznaczyć, że mimo iż sama najczęściej pijam czarną kawę, to mleko jako dodatek do kawy traktuję bardzo poważnie. Źle spienione mleko rujnuje kawowy napój. A spienienie mleka jest sztuką trudną, prawie tak trudną jak zrobienie dobrego espresso. Na wyżej wspomnianym kursie spieniałam litry mleka przez ponad 7 godzin i byłabym więcej niż zarozumiała gdybym powiedziała, że umiem to robić. Może i umiem, ale nie jestem w tym dobra. Mimo to, napiszę o paru zasadach, których należy się trzymać. Zawsze używamy mleka zimnego i tłustego. Mleko w czasie spieniania zostanie podgrzane, więc nie będę się nad tym rozwodzić (jak ktoś zainteresowany to mailujcie). Co do zawartości tłuszczu, to im go więcej tym lepiej. Spienione mleko musi być aksamitne i mieć konsystencję podobną do jogurtu. Nie może być widać pęcherzyków powietrza. Gdy użyjemy mleka chudego to wyjdzie nam sztywna piana z pęcherzykami, co jest zbrodnią dla kawy. Wiem, wiem, pewnie narażam się tym, którzy liczą kalorię, ale uwierzcie mi lepiej wypić porządnie zrobione capuccino z kremową pianka raz w tygodniu, niż pić codziennie dietetyczny kawowy napój ze sztywną, mleczną czapą wyższą niż filiżanka (bo tak dokładnie wygląda spienione chude mleko). Myślę, że to zasługa amerykańskich filmów, gdzie wszyscy chcą konsumować jak najmniej kalorii, nikt nie pije porządnej kawy, ale wszyscy są cool.
Tak więc, eSpresso (nigdy expresso) i szacunek dla mleka (nawet jeśli się go nie pije). To tyle na dziś wykładu. Na koniec kawowa i bardzo optymistyczna piosenka

Friday 1 March 2013

O fundacjach parę słów...

Pamiętasz swój pierwszy okres?
Pamiętasz swój pierwszy raz?
Pamiętasz swoje pierwsze małżeństwo?
Pamiętasz narodziny swojego pierwszego dziecka?
Meghbalika pamięta, miała wtedy 10 lat.
Taką oto wzruszającą "reklamę" przyuważyłam susząc ręce w publicznej toalecie (Bishops Stortford services na M11 - moje ulubione). Pod tym tekstem był oczywiście numer, na który należy wysłać sms-a aby przekazać jedyne 5 funtów fundacji, której zadaniem jest zapewnienie edukacji dziewczynkom z biednych krajów oraz walka z wydawaniem dzieci za mąż. Cel jak najbardziej chlubny, więc smsa wysłalam. Niestety, teraz nie mogę się opędzić od telefonów mających na celu wyciągnięcie jeszcze większej ilości pięniędzy. I tak się ostatnio zastanawiam, teraz można już być sponsorem wszystkiego. Kiedyś wiele się mówiło o sponsorowaniu biednego dziecka, co też czynię od ładnych paru lat. Kwota ma zapewniać jedzenie i edukację... co jednak zapewnia? Tego nie wie nikt. Mój były zwykł mawiać: "Dzisiaj płacisz na jej edukację, jutro nauczy się konstruować bombę i wysadzi samolot, którym będziesz lecieć". Nie ma to jak odrobina wsparcia od narzeczonego. No, ale oprócz dzieci sponsorować można zwierzęta: jakieś ginące gatunki lub zwykłe osły. Można też zostać sponsorem drzewa czy innej roślinki. Jednym słowem, znajdzie się fundacja na każdą rzecz pod słońcem.
I tak się zastanawiam (przypuszczam, że nie tylko ja), ile z tych pieniędzy dostają ci, co to ich naprawdę potrzebują, a ile ci co pieniędzmi zarządzają. I tego chyba się nigdy nie dowiem.
Wiem, że nic nowego nie wymyśliłam, ale tak mnie jakoś naszło. Buźka :)