Saturday 22 September 2012

Takie różne...

Nie mam stałego dostępu do internetu, więc będzie krótko. Obiecałam napisać o strzelaniu z łuku. No więc... polecam, było przyjemnie i ciekawie. Instruktor okazał się bardzo cierpliwy, bo (wbrew pozorom) sport ten nie jest wcale łatwy. Moja wiedza na ten temat kończyła się na tym, co załapałam oglądając Robin Hooda :)
Jak widać, nie strzelałam z dużej odległości, więc i tak nie było tak źle. No cóż... ćwiczenie czyni mistrza (czy jakoś tak), więc zapisałam się na kolejną lekcję w przyszłym tygodniu.
Co do przyszłego tygodnia, to miałam zupełnie inne plany....
Przyszły weekend miał być romantyczny, spędzony w męskim towarzystwie. Miał być Bletchley Park (to na moją modłę, co prawda nie wiem, czy to aż tak romantyczne), tropienie i robienie zdjęć sarnom (to na jego modłę, może i romantyczne, ale nudne... no cóż... nawet ja idę czasem na kompromis) i najbardziej romantyczny punkt programu - koncert Fado i portugalska kolacja (kupiłam nawet na to konto ładną (i skąpą) sukienkę i .... buty na obcasach, bleee). Wszystko było zaplanowane.... i wszysko diabli wzięli.... kolega (tak go, od teraz, będziemy nazywać) wystawił mnie do tak zwanego wiatru. I co ja teraz zrobię... z butami :)
No cóż... poużalałam się nad sobą trochę i zmieniłam plany. W Bletchley Parku już byłam, saren tropić nie będę, a i koncert w samotności też mnie nie rajcuje (zwłaszcza, że to nie o koncert, tak naprawdę, chodziło), więc... jadę do Walii: wędrować i pływać w morzu, no i odbyć kolejną lekcję strzelania z łuku. Napiszę jak było....
Na koniec.... trochę o Les Miserables (filmie, co to niedługo będzie w kinach). Anne Hatheway jako Fantyna będzie niesamowita! Jestem pewna!!!!

No comments:

Post a Comment